WESPRZYJ TERAZ

Smutne i trudne wiadomości

2016-09-16

Z radością dzielimy się z Państwem dobrymi wiadomościami z Jeevodaya: sukcesami naszych podopiecznych, zrealizowanymi projektami. Ale nie zawsze i nie wszystko idzie tak gładko...
Trudno jest pisać o rzeczach niezależnych, niezawinionych jak choćby śmierć dziecka, ale być może jeszcze trudniej opowiadać o ludzkiej głupocie czy nieprawości. Nie pisaliśmy zatem o tym, że musiał opuścić ośrodek kierowca, młody katolik, który znalazł sobie dodatkowe źródło utrzymania w fałszowanych fakturach na paliwo. Zgubiła go pazerność, która przerosła wszelkie prawdopodobieństwo i sprawa wyszła na jaw. Nie przyznał się do winy i czuł się skrzywdzony. Czy ktoś mu pomagał? Czy dawał wcześniej przykład, tylko robił to samo w rozsądniejszych granicach? Pewnie się nie dowiemy. Nie pisaliśmy o kłopotach z alkoholem kilku pracowników, w tym jednego, który wychowywał się w Jeevodaya od dzieciństwa, a który staje się wówczas agresywny i pozwala sobie na bicie żony. A przecież Ci, którzy mają „słabe głowy” i nie potrafią w porę przerwać, nie piją sami. Do tego inni mieszkańcy nie potrafią dać wsparcia pokrzywdzonej żonie, bo według Hindusów do spraw rodzinnych nie należy się wtrącać.
Zwykle w takich sytuacjach jedyną osobą, która reaguje jest dr Helena, ale – jak mówi – czy ma być żandarmem tych, którym służy? Przypomina im czasem, że wszystko dostali od ludzi dobrej woli, którzy często odejmowali sobie od ust, żeby wysłać kilka złotych dla biedniejszych od siebie. I także zarobione dziś przez nich pieniądze nie są na to, żeby marnować je na alkohol rujnujący ich zdrowie, relacje i rodziny, a winny być przeznaczone na ich lepsze jutro, np. wykształcenie dzieci.
Jeszcze trudniej pisać o kłopotach w porozumieniu z osobami, które podejmują odpowiedzialność za to wspaniałe dzieło i z definicji powinny mu z całych sił służyć. Jakiś czas temu musiał opuścić ośrodek pallotyn, który nie umiał zachować się właściwie wobec młodej nauczycielki. Ale nie skończyły się na tym kłopoty współpracy z Pallotynami z prowincji raipurskiej. Obecny dyrektor szkoły ks. Ashton pozwolił sobie zaraz po przyjściu w 2015 r. na wprowadzenie tak wielu zmian, które nie tylko zburzyły pewien ułożony już ład Ośrodka, ale także podzieliły mieszkańców, rozbijając z trudem tworzoną przez lata wspólnotę. Ks. Ashton nie uznaje niczyjego autorytetu, nie liczy się ze zdaniem dr Heleny, uprzedza decyzje dyrektora Ośrodka ks. Vijay’a. W związku z tym, oraz ze skargami dzieci, że są traktowane niedobrze (łącznie z epizodami bicia) zwróciliśmy się w końcu ubiegłego roku szkolnego do ks. prowincjała z prośbą o dokonanie zmiany personalnej. Jednak prośba (dr Heleny i kierownika Sekretariatu Misyjnego wspierającego ośrodek) nie została uwzględniona. Ks. Ashton jest nadal dyrektorem szkoły, a sytuacja konfliktowa się nasila. Jedna z nowych decyzji dyrektora, sprawiła, że w uroczystościach w szkole, która należy do Ośrodka Rehabilitacji Trędowatych, nie ma miejsca dla jego trędowatych mieszkańców. Tym, co niezwykle nas zaniepokoiło, jest fakt, że wiele dzieci po wakacjach do szkoły po prostu nie wróciło. Na zebraniu Stowarzyszenia (które formalnie zarządza Ośrodkiem i szkołą) dr Helena podniosła ten problem. Nikt z osób odpowiedzialnych nie pokusił się o odpowiedź na pytanie: dlaczego w nowym roku szkolnym nie zgłosiło się do Ośrodka ponad stu uczniów, czyli jedna piąta korzystających dotąd z opieki i wykształcenia w Jeevodaya dzieci ludzi trędowatych.
Opiekunowie, których podopieczni w Adopcji Serca przewali naukę, niebawem dostaną indywidualnie informację o tym fakcie. Sekretariat Misyjny Jeevodaya wraz z Instytutem Prymasa Wyszyńskiego, szukając wyjścia z tej sytuacji, podejmie rozmowy z wyższymi władzami ks. Palotynów w sprawie reguł prowadzenia Jeevodaya. Jednocześnie prosimy wszystkich naszych Przyjaciół i Pomocników o gorącą modlitwę o rozwój Ośrodka Jeevodaya i rozwiązanie wszystkich trudnych spraw związanych z jego działalnością na rzecz ludzi dotkniętych trądem. (AS)