WESPRZYJ TERAZ

Ojciec Wielkiego Piątku

2021-09-13

Rozmowa z Heleną Pyz, polską lekarką i misjonarką świecką, członkinią Instytutu Prymasa Wyszyńskiego, od końca lat 80. Lekarką w Ośrodku Rehabilitacji Trędowatych Jeevodaya w Indiach.

Kiedy myśli Pani: kard. Stefan Wyszyński, to jaka jest Pani pierwsza reakcja?

Radość, że niedługo będzie beatyfikacja (śmiech). Tak po prostu.

To dzisiaj, kiedy czekamy na beatyfikację…

Tak, to jest pierwsza myśl dzisiaj, w oczekiwaniu na beatyfikację A jak w ogóle…? „Ojciec…”, pierwsza myśl to „ojciec”. Bardzo często proszę: „Ojcze, pomóż”.

Czyli wołanie?

Tak, tak…Do ojca się przybiega z różnymi problemami, przybiega się wtedy, kiedy jest zaufanie. I świadomość, że może pomóc. Ta świadomość, że zawsze był i można było się zwrócić do niego z prośbą, więc… Właściwie teraz jest tak samo, wierzymy przecież w świętych obcowanie, ufamy, że jest…

Tu się nic nie zmieniło?

Praktycznie nic, a może ma większe możliwości właśnie teraz? Kiedyś mógł doradzić, a teraz może zadziałać. Może Panu Bogu i Matce Bożej powtarzać: „Wspomóż moje dzieci”.

Jak wspomina Pani pierwsze spotkanie z kard. Wyszyńskim?

Właściwie… to trudno powiedzieć, dlatego że kard. Wyszyński był najpierw moim biskupem, bo jestem warszawianką. A to pierwsze osobiste spotkanie to chyba było dopiero wtedy, kiedy miałam zamiar wstąpić do Instytutu. Wcześniej widywałam go oczywiście wielokrotnie. Zawsze był kimś bliskim. Biskupem Warszawy, który przemawiał, który miał warszawiakom coś do powiedzenia, o którego myśmy się martwili, kiedy poszedł do więzienia. Nie byłam wtedy jeszcze dorosła, ale to pamiętam. Szczególnie pamiętam uwolnienie. Staliśmy wtedy z tatą przy Miodowej i czekaliśmy. Pamiętam wielką radość, kiedy rozeszła się wiadomość, że samochód już jedzie…To jednak jeszcze nie były osobiste spotkania. Te zaczęły się, kiedy postanowiłam wstąpić do Instytutu. Jego założycielka przedstawiła mnie Ojcu. To było oficjalne spotkanie, z tym że ja go już wcześniej dobrze znałam, a wtedy Ojciec poznał mnie. Wiedział, jak mam na imię, że jestem studentką… To było krótkie spotkanie zakończone błogosławieństwem.

O co pytał?

Właściwie o nic, przedstawiono mnie Ojcu, pobłogosławił mnie i to wszystko.

A co sama przynależność, bycie częścią Instytutu – bo trudno go traktować formalnie jako instytucję, to bardziej wspólnota – co to zmieniło w Pani życiu?

Tak, to jest wspólnota, wspólnota życia religijnego. Co to zmieniło w moim życiu? To była decyzja życiowa. Taka sama jak zamążpójście czy wstąpienie do zakonu. Instytut świecki to jest zobowiązanie w Kościele – jestem osobą konsekrowaną. Co to zmieniło? Wszystko, bo to jest decyzja zmiany stanu. Dokonałam wyboru. A ten mój wybór był jednorazowy i trwały – nie miałam już wątpliwości.

A czy kard. Stefan Wyszyński miewał wątpliwości?

Każdy wybór niesie swoje konsekwencje. Ojciec pod koniec życia powiedział, że jego życie było jednym Wielkim Piątkiem. Cierpień nie brakowało. To było nie tylko cierpienie więzienia, były też ciągłe potyczki z wrogami Kościoła. Myślę, że osobistych cierpień też było sporo: śmierć bliskich, samotność… Przecież był od dzieciństwa pozbawiony matki. Później w Pani Jasnogórskiej znalazł Matkę, ale wcześniej nie zaznał wiele ciepła rodzinnego. Przyszedł czas wojny, okupacji, a potem to już wielka samotność. Bycie kimś na świeczniku, bycie kimś odpowiedzialnym za bardzo wiele spraw, to jest na pewno duże cierpienie, płaci się za to dużą cenę. Wybór Boga oznacza pójście drogą, którą nam wyznaczył Pan, ale to nie jest droga usłana różami. To najczęściej jest droga krzyżowa. U Ojca tego nie było widać na co dzień. Ojciec był radosny. Jednak kiedy przychodziły cierpienia narodu, to wtedy nieraz można było zauważyć u Ojca wielkie zatroskanie i ból. Instytut w jakimś sensie powstał po to, żeby wspierać Ojca w jego działaniach. Wiedziałyśmy o rozmaitych rzeczach, często Ojciec sam prosił o modlitwę. Wtedy zginały się kolana, odmawialiśmy Różaniec, trwały adoracje. Wszystko po to, żeby Panu Bogu zawracać głowę i błagać Go o łaski, które były potrzebne.

Moment beatyfikacji jest już bardzo bliski, gdzie Pani wtedy będzie?

Nie wiem, nie wiem (śmiech). To jest znowu u mnie takie absolutne poddanie się Panu Bogu. Bardzo bym chciała być na beatyfikacji, bezpośrednio tam, gdzie będzie – w Warszawie. W pierwszym momencie sobie pomyślałam tak: „Bardzo bym chciała być, Ojcze. Jeżeli możesz, to mi to załatw, zaproś mnie po prostu. Natomiast jeżeli lepiej będzie dla kogokolwiek czy czegokolwiek, żebym zrezygnowała, to jestem gotowa. Będę siedziała w sieci i będę oglądać. A nawet jak sieć nawali, to będę tę beatyfikację oglądać oczyma duszy...” Nie będę się upierać. Może będę w Warszawie, a może w Indiach, a może już w niebie? Boże Kochany, do września tyle czasu, może już z Ojcem będziemy się radować w niebie?

Wie Pani, co słyszę teraz? Ogromną wolność…

Ooo, no tak…Bo ja czuję się wolna!

 

Rozmawiała Aleksandra Mieczyńska

Miesięcznik „Różaniec”, wrzesień 2021

***

ZDJ. z 12.09.2021, z uroczystości beatyfikacyjnych Prymasa Tysiąclecia Stefana Kardynała Wyszyńskiego i Matki Elżbiety Róży Czackiej w Świątyni Opatrzności Bożej w Warszawie.