WESPRZYJ TERAZ

Relacje z Jubileuszu JEEVODAYA w grudniu 2019 r.

Dużo radości i miłości

Wyjazd do Indii w grudniu 2019 r. miał, moim zdaniem, dwa cele: uczestniczenie w obchodach rocznicowych Ośrodka w Jeevodaya i zobaczenie kawałeczka Indii.

Ale zaistniało coś jeszcze, co trudno byłoby zaplanować: pomiędzy uczestnikami powstała serdeczna więź, która utrzymywana jest nadal, w formie korespondencji elektronicznej, dzielenia się  – na forum całej grupy, a nie pojedynczych osobistych relacji  – informacjami, zdjęciami, życzeniami, żartami itd., które nie wiążą się ze wspólnym wyjazdem, lecz z dalszym naszym życiem, już w Polsce. Nie wszyscy uczestniczą w tej wymianie w jednakowym stopniu, ale – jak to się mówi – każdy może. To piękne!

Jak to się stało? Grupa była bardzo zróżnicowana wiekowo, tak mniej-więcej od 20 do 80 lat; również pod względem sprawności fizycznej; a mimo to nie było żadnych konfliktów, niesnasek, niezadowolenia. Przeciwnie: panowała atmosfera życzliwości, wyrozumiałości, chęci wzajemnej pomocy i wzajemnej odpowiedzialności; subordynacja i zdyscyplinowanie. I chociaż taka relacja zależy od każdego uczestnika, każdego trybiku w tej „maszynie”, to moim zdaniem – największy wpływ miały: doskonała organizacja, przygotowanie wszystkiego w szczegółach, wszelkie potrzebne informacje (nawet o tym co może, a co nie może być w walizkach)  i religijny charakter naszego wyjazdu. A za te wszystkie sprawy odpowiedzialni są: Gosia i Czarek oraz ksiądz Marek. Wielkie słowa uznania  i podziękowania dla nich za to! Codzienna Msza Św., Komunia Św. pod dwiema postaciami, krótka, treściwa, mądra homilia, śpiew prowadzony przez Dianę i Weronikę miały wielki wpływ na każdy mój dzień.

Z perspektywy czasowej, właśnie to – w głównej mierze – sprawiło, że wyjazd był wspaniały !!!

Ale, oczywiście, były też inne wspaniałości. Zdecydowanie mogę to powiedzieć o 2-dniowym świętowaniu jubileuszy: w poniedziałek 9 grudnia – 50-lecia istnienia Ośrodka Jeevodaya; hołd oddany założycielom o. Adamowi Wiśniewskiemu i s. Barbarze Birczyńskiej oraz we wtorek 10 grudnia – 30-lecia pracy Heleny w Jeevodaya i 25-lecia kapłaństwa o. Abrahama.

Naturalnie Msze Św. w tych dniach – bardzo uroczyste,  goście – znamienici, a  oprawa muzyczno-taneczna przygotowana przez mieszkańców Jeevodaya – przepiękna.

Każdego dnia była też część artystyczna obchodów, która trwała kilka godzin. Przemówienia, podziękowania i programy artystyczne były w języku angielskim albo w hindi, więc siedziałam na nich jak „na tureckim kazaniu”, ale ani przez chwilę się nie nudziłam. To, co przygotowali młodzi, a nawet małe dzieci było tak kolorowe, pięknie wykonane, dopracowane i takie radosne, że mogę tylko wyrazić swój podziw dla wszystkich wykonawców!  Ile pracy w to włożyli, ile czasu poświęcili, tylko oni wiedzą. Tą drogą chcę im bardzo, bardzo podziękować za ich wspaniałą pracę !!!

W Jeevodaya byliśmy goszczeni przez 3,5 dnia. Tu na każdym kroku uśmiechnięte buzie, dziewczynki klejące się do nas, dzieci pragnące być fotografowane, zawody sportowe, w których tylko prawdziwa zdrowa rywalizacja, bez cienia złości czy agresji. Po prostu dużo radości i miłości.

W pozostałym czasie podróżowaliśmy trochę po Indiach. Teraz Indie nie były już dla mnie tak „egzotyczne” jak za pierwszym pobytem. Niemniej z ciekawością zobaczyłam miejsca, których wcześniej nie widziałam: stare budowle indyjskie z pozostałościami swej urody. Warto było posłuchać historii i anegdot opowiadanych przez przewodników, bo przy odrobinie wyobraźni można niemal „zobaczyć” wspaniałe, bogate życie i dawną świetność tych miejsc.

Z turystycznych atrakcji największe wrażenie wywarła na mnie studnia schodkowa Chand Baori z IX w. Gdy weszliśmy na jej teren wszyscy krzyknęliśmy z podziwem. Natomiast osławione Tadź Mahal w Agrze mnie zawiodło. Wstaliśmy wcześnie, aby zdążyć do Tadź Mahal na wschód słońca, a tu: ani wschodzącego słońca ani pięknego widoku – tylko mgła i może smog? Przynajmniej dobrze, że poprzedniego wieczoru odwiedziliśmy manufakturę, w której pokazano nam, w jaki sposób szlachetnymi i półszlachetnymi kamieniami ozdabiane były te białe marmury, z których zbudowane jest mauzoleum. To było ciekawe.

Natomiast nie turystyczną „atrakcją” były dla mnie nasze Msze św. odprawiane na dachu hotelu w Jaipurze. W tych Mszach uczestniczyły nawet małpy, których wszędzie w Indiach pełno.

Zobaczyłam też pewną ciekawą rzecz w Katedrze, w Delhi. Otóż podczas Mszy św. odprawianej przez miejscowego kapłana, gdy udzielał on Komunii św., w pobliżu stała pewna starsza kobieta i przyglądała się podchodzącym osobom. Domyślam się, że jej zadaniem, było zapobieganie przyjmowaniu Komunii przez osoby nie ochrzczone albo zbyt młode. Do kościoła przecież może wejść każdy. W kolejce do Komunii także może stanąć każdy. Gdy w pewnym momencie podszedł młody człowiek (nie pamiętam czy był to chłopak, czy dziewczyna) podeszła również ta kobieta i wówczas kapłan, przed udzieleniem komunii, przeprowadził z tym człowiekiem krótką rozmowę, po czym rzeczywiście ta osoba odeszła bez przyjęcia Komunii. To wskazuje, że członkowie tamtejszej wspólnoty parafialnej muszą się dobrze znać między sobą.

Na zakończenie tego krótkiego, ale pełnego wrażeń wyjazdu dostałam jeszcze jedno: miejsce przy oknie w samolocie i piękne, surowe, dostojne Himalaje z wysokości 10.000 metrów. To był widok!

Za to wszystko jestem wdzięczna Bogu na Niebiosach, a na Ziemi – wszystkim organizatorom i wszystkim uczestnikom. Dziękuję serdecznie!

Ania