Wielki Tydzień w Jeevodaya
To już mój kolejny Wielki Tydzień w Jeevodaya. Z pewnością zwracam uwagę na trochę inne rzeczy niż podczas pierwszego pobytu, kiedy zwykle zauważa się inność wyrażenia tych samych tajemnic.
W Niedzielę Palmową rozpoczęliśmy liturgię w holu obok internatu dziewcząt, potem w procesji z prawdziwymi gałązkami palmowymi przeszliśmy do kościoła wznosząc okrzyki: Hosanna Synowi Dawiowemu. Rok szkolny skończył się wcześniej i większość dzieci wyjechała już do domów, za to na święta zjeżdżają się byli uczniowie i już dorosłe dzieci pracowników. Z młodymi mieszkańcami spotkaliśmy się w ramach przygotowania do ŚDM w sobotę. Oni też przygotowali wraz z księdzem przebieg liturgii Triduum Paschalnego. Komentarze pomagające zrozumieć znaczenie znaków liturgicznych czytał każdego dnia Manoj – nie mogłam oprzeć się refleksji, że ten mój chrzestny syn w ubiegłym roku sam był oczekującym na Chrzest katechumenem. Młodzież przygotowała też dekoracje kościoła i prowadziła śpiewy. To wielka radość widzieć, że są oni naprawdę żywą cząstką Kościoła.
W Wielki Czwartek ksiądz umył nogi 12 młodym mężczyznom, wielu z nich od niedawna należy do wspólnoty katolickiej, a jeden to hinduista. Po liturgii wieczerzy Pańskiej trwała adoracja Najświętszego Sakramentu – młodzi czuwali ostatnią godzinę przed północą.
W Wielki Piątek na nabożeństwie Drogi Krzyżowej duży biały krzyż przechodził z rąk do rąk. Ze znakiem cierpiącego Chrystusa, recytacją tradycyjnej modlitwy i śpiewem obeszliśmy Ośrodek w trzydziestu kilku stopniowym upale. Może to podobieństwo do tej drogi sprzed 2000 lat? Po krótkiej przerwie spotykaliśmy się w kościele na nabożeństwie adoracji Krzyża. Zawsze wzrusza mnie jak tego Chrystusa przybitego do Krzyża adorują ludzie trędowaci, wyciągając doń swe uszkodzone, jakby ukrzyżowane dłonie. Podeszli w tym geście wszyscy obecni, wśród nich wielu hinduistów.
Liturgia Wigilii Paschalnej rozpoczęła się późnym wieczorem – podobnie jak w poprzednich dniach oprócz mieszkańców Jeevodaya uczestniczy coraz więcej chrześcijan rozsianych w okolicznych miasteczkach, w których nie ma kościoła katolickiego. Dr Helena mówi, że w zasadzie Ośrodek pełni dla nich funkcję parafii, do komunii przystępuje ok. 100 osób. Tym razem nie ma chrztów, ale patrzę na gromadę tych, dla których to pierwsza lub druga Wielkanoc przeżywana w Kościele. Daj im Panie wytrwać w tej gorliwości „młodych Baranków”. Z Kenii przychodzi dramatyczna wiadomość o młodych chrześcijańskich męczennikach – myślę, że byli podobni do moich indyjskich przyjaciół. Po liturgii i wyśpiewaniu uroczystego Alleluja świętowanie przeniosło się przed kościół. Wszyscy składali sobie radosne życzenia: Happy Easter i Pascha mubarak ho, wszyscy jesteśmy braćmi i Chrystus przyniósł nam radość zwycięstwa nad śmiercią. Radość, wyrażona tańcem, trwała jeszcze dość długo.
Dzień Wielkanocny świętowaliśmy nie tylko w kościele, ale też przy wyjątkowo obficie zastawionym stole. Nam (dr Helenie i mnie) znosili przygotowane przez siebie smakołyki członkowie różnych rodzin. Bez pomocy maluchów nie dałybyśmy im rady – ale przecież nie możemy daru nie przyjąć. Nie jestem w stanie opisać co dostałyśmy, bo egzotyczne nazwy specjalnych wypieków i potraw nic mi nie mówią.
Po południu miało miejsce poświęcenie jednego z domów budowanych przez mieszkańców Jeevodaya przy pomocy Sekretariatu Misyjnego. Tym razem beneficjentem jest nauczyciel angielskiego, który mimo, że nigdy nie chorował na trąd przybył przed laty do Jeevodaya jako młody chłopak, by służyć tym ubogim braciom. Tu poznał swoją obecną żonę, tu przyszły na świat jego 2 córki.
Cykl świętowania zakończy się jutro – obchodem 25.lecia kapłaństwa ks. Dyrektora Vijaya Tiggi i antycypacją urodzin dr Heleny, która wkrótce wyruszy do Polski na swój doroczny urlop. (AS)