Świat Misyjny. Rozmowa z Heleną Pyz
W Indiach, w części kraju o nazwie Chhattisgarh, w wiosce Gatapar od 35 lat pracuje polska lekarka i osoba konsekrowana – pani doktor Helena Pyz. Prowadzi tam Ośrodek Rehabilitacji Trędowatych Jeevodaya (czytaj: Dżiwodaja), co w sanskrycie znaczy „świt życia”. Pani doktor ma na imię Helena, ale jej imieniem stało się słowo „mami”, czyli po prostu mama. Specjalnie dla Was sama Mami odpowiedziała na kilka pytań.
S. Monika: Pani doktor, jak to się wszystko zaczęło?
Dr Helena: Urodziłam się w Warszawie, w samym sercu tego pięknego miasta, jako czwarte dziecko w rodzinie właściciela drukarni. Miałam już dwóch starszych braci i jedną siostrę, pięć lat po mnie przyszła na świat jeszcze jedna siostrzyczka. Później skończyłam szkołę i akademię medyczną też w stolicy Polski. Zaraz po ukończeniu studiów podjęłam pracę w przychodni rejonowej jako internistka. Pan Bóg zaprosił mnie, abym poświęciła Mu swoje życie, składając śluby w instytucie świeckim. I w 1971 r. zostałam członkinią Instytutu Prymasa Wyszyńskiego.
Pewnego dnia dowiedziałam się, że w Indiach, w ośrodku Jeevodaya zmarł jego założyciel i jedyny lekarz. Poczułam, że Pan Jezus wzywa mnie na jego miejsce. Tak 14 lutego 1989 r. wyruszyłam do Indii.
Czy już jako dziecko myślała Pani o wyjeździe na misje lub o zawodzie lekarza?
O misjach usłyszałam pierwszy raz, kiedy mój ksiądz katecheta wybierał się do Ameryki Południowej. A o zawodzie lekarza myślałam od najwcześniejszych lat, znałam go bardzo dobrze z łóżka pacjenta. Kiedy miałam 10 lat, zachorowałam na chorobę Heinego-Medina. Chciałam być kimś takim jak lekarze, którzy mnie leczyli, przynosili ulgę, nadzieję, przywracali sprawność.
Jakie były Pani ulubione zabawy z dzieciństwa?
Z powodu choroby nie zawsze mogłam się bawić, bo wiele czasu spędzałam w szpitalach, na operacjach i rehabilitacjach, ale kiedy tylko się dało, w gronie rodzeństwa bawiliśmy się wszystkimi dostępnymi wtedy, bardzo prostymi zabawkami.
Jak długo posługuje Pani w Indiach? Czym się zajmuje?
Mieszkam w Indiach, w osadzie osób dotkniętych trądem, od 35 lat. To miejsce powstało z inicjatywy księdza i lekarza w jednej osobie, ks. Adama Wiśniewskiego. Przyjechałam po jego śmierci i kontynuowałam jego służbę medyczną. Musiałam jednak zająć się też administracją całego ośrodka, organizowaniem pomocy z zewnątrz, korespondencją z ofiarodawcami i codziennym życiem podopiecznych. A jest to duża wspólnota, mieszkają z nami dzieci osób chorych na trąd, które mogą tu korzystać z nauki w szkole.
Co w ciągu tych lat Pani pracy jest dla Pani najbardziej pozytywne i optymistyczne?
Dla lekarza najważniejsze jest, gdy upora się z chorobą czy dolegliwościami, czyli zdrowienie pacjentów. Ale człowiek to nie tylko zdrowie fizyczne. Moją wielką radością jest to, gdy wychowankowie Jeevodaya osiągają sukcesy w szkole, na uczelni czy w sporcie. Wiele radości dają spotkania po latach, gdy przedstawiają nową rodzinę, mają dobre stanowiska pracy, a najwięcej raduje serce, gdy pomagają innym.
A co było lub jest najtrudniejsze?
Bardzo trudne jest, gdy nie można już nic pomóc, ale najtrudniejsze, gdy umierają dzieci. W pracy trudno było mi się też pogodzić, gdy zawodzili współpracownicy.
W jaki sposób dzieciaki z Ognisk Misyjnych PDMD w Polsce mogą pomóc swoim kolegom i koleżankom w Indiach?
Każdy może pomóc innym, do Indii pomoc dociera w różnej formie. Bardzo ważna jest modlitwa w intencji najbardziej potrzebujących i o nią zawsze proszę. Jeśli ktoś ma możliwość i chęć podzielnia się swoimi dobrami materialnymi, dla nas liczy się każdy grosz. Radzę zajrzeć na stronę internetową: www.jeevodaya.org.
Pani doktor, czy jako lekarz z wieloletnią praktyką mogłaby Pani powiedzieć naszym czytelnikom, dlaczego dbałość o zdrowie i właściwe odżywianie są tak ważne szczególnie dla dzieci i młodzieży?
O tym chyba nie muszę przekonywać nikogo w Polsce! W okresie rozwoju organizmu dziecka czy młodego człowieka ważne jest budowanie poszczególnych tkanek, z których złożone jest nasze ciało, czyli kości, mięśnie, narządy wewnętrzne, ale i odporność organizmu na rozmaite choroby. Nie mniej ważny, a nawet ważniejszy jest rozwój intelektu i ducha. Jest takie przysłowie: „W zdrowym ciele zdrowy duch”. Tego wam wszystkim życzę!
Bardzo serdecznie dziękujemy za rozmowę! Z całego serca otaczamy Panią i wszystkich mieszkańców ośrodka Jeevodaya naszą modlitwą i sympatią!
Rozmawiała s. Monika Juszka RMI
Świat Misyjny, styczeń/luty, nr 1/2025