WESPRZYJ TERAZ

Relacja z podróży do Indii

2024-12-18

W dniach 26 listopada-5 grudnia ekipa Sekretariatu odwiedziła Ośrodek Jeevodaya. Towarzyszyła im grupa wolontariuszy z Antoniańskiej Grupy Misyjnej. Zespół składał się z sześciu osób: Marzeny Kozak (kierownika), Agaty Napiórkowskiej i Darka Kozaka (pracowników Sekretariatu), ks. Marka Urbana (proboszcza Parafii pw. Św. Antoniego Padewskiego w Lublinie), Moniki Białkowskiej i Haliny Iwańczyk (wolontariuszek).

Grupa od kilku lat działa na rzecz Ośrodka Jeevodaya, organizując kiermasze, spotkania z udziałem Heleny Pyz i obchody Dnia Chorych na Trąd. Głównym celem ich wyjazdu był remont domu kobiet, a przy okazji poznanie codziennego życia Jeevodaya. W tym krótkim czasie zespół z Lublina pod przewodnictwem Darka ochoczo wykonał wiele potrzebnych prac, m.in. czyszczenie ścian i sufitów, gruntowanie, położenie gładzi i malowanie. Wsparło ich kilku lokalnych pracowników, którzy kontynuowali prace jeszcze po wyjeździe polskiej grupy. Nasi wolontariusze spisali się na medal. Mimo kłopotów zdrowotnych dali z siebie wszystko i razem z przedstawicielami Sekretariatu tworzyli wyjątkowo zgrany zespół.

Pomieszczania w domu kobiet już od dawna domagały się pilnego remontu. Zbiórkę na ten cel ogłosiliśmy w sierpniu i  przez całą jesień zbieraliśmy fundusze. Dzięki hojności naszych darczyńców udało się zgromadzić kwotę 45 234 zł. Na co dzień w tym budynku mieszkają: Mamta, Janki, Videshni i Shalini, mama z synem, Alexem. Mamy wielką nadzieję, że ta odświeżona przestrzeń wpłynie pozytywnie na komfort ich życia.

W Ośrodku otaczała nas aura niesamowitej życzliwości. Po pierwszej Mszy św. przywitano nas kwiatami i radosną pieśnią dzieci. Mieliśmy okazję poznać wszystkie placówki edukacyjne działające przy Ośrodku. Uczestniczyliśmy w apelach w Szkole im. Adama Wiśniewskiego (z wykładowym językiem hindi) i w Szkole im. Wincentego Pallotiego (z wykładowym językiem angielskim). Zajrzeliśmy też z wizytą do najmłodszych grup: przedszkolnych i wczesnoszkolnych.

W czasie pobytu pozaglądaliśmy we wszystkie możliwe kąty Ośrodka: do pracowni krawieckiej, ogrodów, kuchni, na  cmentarz, do pomieszczeń gospodarczych oraz hostelu chłopców i dziewcząt. Odwiedziliśmy również naszych dawnych mieszkańców w domach wybudowanych w niewielkiej odległości od Ośrodka (Father's Adam Wiśniewski Colony). Codziennie, dzięki naszym gospodarzom, doświadczaliśmy tego, jak niesamowicie aromatyczna, kolorowa i pikantna jest kuchnia indyjska. Mogliśmy też spędzić czas z naszymi wychowankami, np. podczas sobotniej gimnastyki w szkole angielskiej. A kiedy zapadały tropikalne ciemności, wsłuchiwaliśmy się w opowieści Heleny Pyz na słynnej werandzie.

Razem z ks. Basilem odwiedziliśmy księży pallotynów w Raipurze. Dostaliśmy zaproszenie na coroczną, wielką galę Rhythm Fiesta w tamtejszej szkole, Holi Cross Senior Secondary School. Prosto ze skromnego świata Jeevodaya trafiliśmy na czerwony dywan (dosłownie!). W Indiach trudno sobie wyobrazić świętowanie bez uroczystych przemówień, ciągnących się w nieskończoność podziękowań i setek pamiątkowych zdjęć. Przekonaliśmy się o tym na własnej skórze. Przez 5 godzin podziwialiśmy taneczne, wokalne i teatralne występy dzieci i młodzieży. Szkoła liczy 4 tys. uczniów, także program był bardzo bogaty. W przerwach między wspaniałymi pokazami oklaskiwaliśmy najwybitniejszych uczniów. Wielu z nich zostało wyróżnionych: albo za wysokie wyniki w nauce, albo za osiągnięcia sportowe. Uczniowie odbierali nagrody w towarzystwie dumnych rodziców. Nie zabrakło też przemówień oficjalnych gości związanych ze szkolną społecznością. Było wśród nich wiele ważnych osobistości ze stanu Chhattisgarh. Świętowanie zakończyło się wspólną kolacją.

Właściwie każdy dzień był pełen zadań i atrakcji. Jednego dnia obchodziliśmy urodziny ks. Santosha i Basieńki-Arti. Innego wręczyliśmy dzieciom paczki i listy od rodziców adopcyjnych z Polski. Dwukrotnie odwiedziliśmy stolicę stanu Chhattisgarh, by załatwić potrzebne dla Jeevodaya sprawunki, zrobić zakupy dla dzieci. Lista potrzeb była długa (ubrania, kosmetyki, przybory szkolne), a radość z nowych rzeczy - przeogromna. Wpadliśmy też na zakupy na sobotni bazar w pobliskim Abhanpurze, gdzie piętrzyły się stosy przypraw, owoców i warzyw. A dzięki zakupionej tam hennie dziewczynki z Jeevodaya mogły wykonać mehendi na naszych dłoniach i rękach.

Podczas pobytu w Ośrodku mieliśmy okazję obejrzeć wystawę zdjęć w dżiwodajskim muzeum. Naszym przewodnikiem była oczywiście sama Mami, skarbnica wiedzy o Indiach i działalności założycieli Jeevodaya. W miejscu, gdzie stoi muzeum, funkcjonowała (pod wiatą) pierwsza przychodnia dla chorych na trąd. Fotografie w muzeum pokazują spotkania ks. Adama Wiśniewskiego z osobami naznaczonymi trądem oraz pracę s. Barbary Birczyńskiej.

W niedzielę, 1 grudnia uczestniczyliśmy w uroczystej Mszy św. Została zapalona pierwsza świeca adwentowa i odbyło się losowanie karteczek z imionami. Od lat mamy zwyczaj, że każdy losuje swojego „Christmas friend'a", za którego się modli aż do Świąt Bożego Narodzenia. Po śniadaniu nasza grupa wybrała się z Vinodem i Dilipem na wycieczkę po okolicy. Odwiedziliśmy świątynie hinduistyczne w miejscowościach: Rajim i Champaran. Potem pojechaliśmy do Purkhouti Muktangan, by zapoznać się z kulturą społeczności plemiennej Bastar. Spacer po ogrodach wśród rzeźb dostarczył nam wielu pozytywnych wrażeń.

Późnym popołudniem wróciliśmy do Jeevodaya na obchody Jubileuszu 55-lecia Ośrodka. Pod dachem jadalni obejrzeliśmy piękne układy choreograficzne dzieci i młodzieży. Podczas spotkania zostały też wyświetlone dwie prezentacje multimedialne pokazujące historię Jeevodaya. Atmosfera była gorąca, serdeczna i bardzo rodzinna. Nie zabrakło tortu, tańców i miłych spotkań z dawno niewidzianymi przyjaciółmi.

Dokładnie w 55. rocznicę założenia Ośrodka Jeevodaya (5 grudnia) ruszyliśmy w dalszą drogę. Kalkuta. Miasto nieporównywalne z żadnym innym. Mocno oddziałuje na wszystkie zmysły. Atakuje hałasem. Drażni nieprzyjemnymi zapachami i smogiem. Przytłacza nadmiarem sklepików i straganów. Tutaj wyraźnie widać, że świat nie jest przychylny dla każdego. Gdzieś w środku rodzi się poczucie okropnej niesprawiedliwości. Ale pośród tej całej nędzy, wśród brudu, chorób i brzydoty wyłania się wielkie piękno pracy Sióstr Misjonarek Miłości. I my mieliśmy szansę zobaczyć to na własne oczy.

Skorzystaliśmy z życzliwości siostry Rahamim, Polki, która od 5 lat służy najbiedniejszym w Indiach (wcześniej przez 9 lat posługiwała w Bangladeszu). Oprowadziła nas po Domu Matki Teresy. Pokazała jej pokój, muzeum i kaplicę. Ks. Marek odprawił Msze św. (5 i 6 grudnia) przy grobie Matki Teresy z Kalkuty. Pojechaliśmy też w okolice świątyni hinduistycznej Kalighat. Tam mieści się pierwszy dom Sióstr Misjonarek, przeznaczony dla osób chorych i umierających. Wygospodarowaliśmy też chwilę na spacer po ogrodach otaczających Victoria Memorial, gdzie obejrzeliśmy występy artystyczne w ramach lokalnego festiwalu.

Ostatnie trzy dni podróży spędziliśmy w stolicy kraju. Bazary Delhi sprawiły, że zapomnieliśmy o całym bożym świecie. Buszowaliśmy godzinami po straganach Connaught Place, The Tibetan Market i Dilli Haat (z rękodziełem i tkaninami ze wszystkich stanów Indii). Zapakowaliśmy do walizek mnóstwo orientalnych pamiątek i gadżetów: szale, notesy, torebki, portfele, breloczki, zakładki do książek i wiele, wiele więcej. Te wielobarwne artykuły można będzie nabyć podczas spotkań Sekretariatu (Dzień Chorych na Trąd, pielgrzymka na Jasną Górę, majowy piknik w ogrodzie). Mieliśmy też szansę uczestniczyć we Mszy św. (w języku hindi) w Katedrze Najświętszego Serca Jezusowego. Zwiedziliśmy otoczony pięknymi ogrodami Grobowiec Humajuna, nie zabrakło też nocnej przejażdżki pod India Gate.

To były wspaniałe dwa tygodnie. Chwilę przed wylotem spotkaliśmy dawną uczennicę Ośrodka, Mariannę, która od trzech lat pracuje na lotnisku w Delhi. We wtorek, 10 grudnia wróciliśmy bezpiecznie i szczęśliwie do Polski, wdzięczni za ten indyjski czas. (AN)