Ogród Babci Janiny
Zapraszamy do lektury krótkiej historyjki dla dzieci. Autorka, Małgorzata Wojewoda z Sekretariatu, napisała ten tekst z myślą o dzieciach z Polski. By przybliżyć im warunki, w jakich żyją ich rówieśnicy z Ośrodka Jeevodaya.
Od zakończenia roku szkolnego w indyjskim Ośrodku Jeevodaya robiło się coraz bardziej pusto. Nie było słychać głośnych okrzyków dzieci, w szkole ucichł gwar. Pandemia koronawirusa zbierała swoje plony, chorowali dorośli i dzieci, dlatego uczniowie nie mogli powrócić do szkoły. Wakacje wydłużały się na kolejne miesiące i zamiast cieszyć, zaczęły w końcu męczyć dzieci, które musiały pozostać z rodzicami w kolonii. Ubogie domki, slumsy na kształt szałasów, brak czystej wody, a także jedzenia... życie trędowatych jest bardzo trudne.
Szkoła w Jeevodaya pomagała – nie tylko w nauce, ale nawet w codziennym wyżywieniu. A dzieci... uczyły się pilnie, bo nauka to dla nich szansa na lepsze życie. W szkole spotykali kolegów, nawiązywali przyjaźnie, uczyli się higieny, dbali o wspólny dom Jeevodaya, ale w krótkim czasie utracili wszystko.
W czasie pandemii organizowano lekcje zdalne, ale nauka przez internet to marzenie, bo do pracy przy komputerze trzeba mieć dobre warunki, a przede wszystkim komputer. A biedne rodziny nie mają przecież komputerów...
Ośrodek Jeevodaya to szczególne miejsce dla dzieci z rodzin trędowatych. Internat, szkoła, kościół, przychodnia – to wszystko dla nich, jednak gdy szkoła została zamknięta, miejsce zaczęło świecić pustkami. Tylko niektóre maluchy mogły tu biegać jak co dzień – mieszkające na stałe z pracującymi rodzicami, a także inne, które nie mają własnych rodzin. Arthur i Henry, synowie wujka Aghana i cioci Hemlaty, na szczęście mieszkają tu na co dzień, ale życie bez tłumów dzieci i dla nich okazało się dość nudne. Ale nie dla ich taty Aghana! Aghan jest nauczycielem, a przy tym dobrym wujkiem dla wszystkich dzieciaków i ma bardzo ciekawe pomysły.
Pewnego dnia wujek Aghan przedstawił mieszkańcom Jeevodaya znakomity plan. Zaproponował budowę pięknego ogrodu z placem zabaw. Plac zabaw... był marzeniem niejednego dziecka. Skrzypiąca, legendarna huśtawka, boisko chociaż duże, nie zastąpią huśtawek, zjeżdżalni czy karuzeli, na których może bawić się znacznie więcej dzieci. A wujkowi tak bardzo zależało na tym, aby uśmiech nie znikał z żadnej dziecięcej twarzy.
- Zaprosimy do pracy wszystkich, to będzie nasze wspólne dzieło – mówił.
- Ale co mogą robić te małe dzieci? - pytali starsi chłopcy.
- Jak to co? Skoro pomagają przy sprzątaniu i pieleniu chwastów, mogą pomóc przy sadzeniu nowych roślin – zapewniał.
Dzieci z zapałem sadziły młode roślinki. A ziemia w Jeevodaya, czerwona jak cegła, jakby otwierała swoje ramiona na przyjęcie nowej zieleni.
- Wyrosną z nich piękne krzewy w naszym ogrodzie – mówiły rozpromienione maluchy.
- I piękne kwiaty – dodawały inne.
Potem z zaciekawieniem spoglądały na nowo zamontowane huśtawki, zjeżdżalnię i karuzele. I za chwilę wszystkie znajdowały się na wymarzonych sprzętach, a ogród zapełnił się ochotnikami do zabawy.
Tymczasem na placu zabaw powstawały kolejne niespodzianki. Wujek zakupił materiały budowlane: kamienie, cement, piasek i rozpoczął budowę ogrodowego „wodospadu”. W krótkim czasie powstał murek z kamieni, po którym płynęła woda, a dzieci, patrząc na to wspaniałe dzieło, skakały z radości. Nawet dorośli patrzyli z zachwytem na dzieło wujka Aghana. W innym miejscu została zamontowana fontanna otoczona okrągłym obmurowaniem. Woda jak pyłek tryskała ze źródełka, a wszyscy zdumieni chwalili pomysł wujka.
Na ścianie budynku najbliżej ogrodu przyciągał wzrok piękny mural. Kolorowy pejzaż i plan ogrodu, a na tle postać eleganckiej kobiety.
- Kto to? - pytały dzieci.
- To babcia Janina – odpowiadał wujek Aghan.
I snuł opowieść o drogiej Nani (w języku hindi 'nani' znaczy 'babcia'), która tak wiele zrobiła dla Jeevodaya. Kiedy dr Helena Pyz przyjechała tu, aby leczyć chorych na trąd i troszczyć się o ich dzieci, babcia Janina (Janina Michalska) zorganizowała dla nich pomoc z Polski i rozpoczęła Adopcję Serca. To dobry sposób na oddanie pod opiekę rodzinom z Polski każdego potrzebującego dziecka.
- Tak jest do dziś – mówił wujek – i dlatego wszystkie dzieci mają zorganizowaną pomoc i mają także swoje „rodziny” w dalekiej Polsce.
Gdy zakończyły się pierwsze prace ogrodowe, przyszedł czas na uroczyste otwarcie. W listopadowy wieczór przy blasku kolorowych lampek i pięknych dekoracjach wujek przeciął wstęgę na znak otwarcia, a ogród został nazwany Ogrodem Babci Janiny i oddany dzieciom. Honorowym gościem uroczystości była dr Helena Pyz. Cieszyła się z tego, że jej chrzestny syn, Aghan, ma mnóstwo ciekawych pomysłów i tak pięknie je realizuje. I że wychowankowie Jeevodaya z wielkim zapałem współpracowali nawet w tym czasie, gdy pandemia utrudniała normalne życie.
A w ogrodzie prace nie ustawały. Piękna figura Jezusa otoczonego dziećmi trochę dłużej czekała na swoją kolej. To serce ogrodu. Zajęła w nim ważne miejsce na szczycie zbudowanego z kamieni, ogrodowego „wodospadu”. Kiedy została przywieziona, ks. Rahul, dyrektor Ośrodka Jeevodaya, przypomniał swoim małym podopiecznym:
- Do Jezusa przychodziły dzieci, a On brał je w objęcia. Dobrze będzie, jeśli będziemy o tym pamiętali.
Na postumentach w ogrodzie „usiadły” także figury pięknych aniołków ze złożonymi do modlitwy rękami. Pokazują w ten sposób mieszkańcom, że wszystko, co mamy, jest darem Nieba. Tak jak sam Ośrodek Jeevodaya, który nie tylko ludzie, ale sam Jezus zbudował ich rękami, aby ulżyć trudnej doli dzieci pokrzywdzonych przez trąd.
M.W.