WESPRZYJ TERAZ

Jeevodaya zmieniło moje patrzenie na drugiego człowieka

Sama możliwość wyjazdu do Indii stała się dla mnie milą niespodzianką .

Historia i dziś w jakiś sposób przenikają przez wydarzenia dnia codziennego. Na pielgrzymkę do Jeevodaya zabrałam duchowo kilku patronów; św Barbarę -patronkę dnia rozpoczęcia pielgrzymki (4 grudnia), św. Franciszka Ksawerego - patrona Indii, św. Rafała Archanioła – patrona wędrowców i św. Wincentego Pallottiego – mojego patrona na rok 2019. Chciałabym się zatrzymać na patronie Indii. Czytając o Fr. Ksawerym (patron z 3 grudnia), dowiedziałam się, że jego podróż do Indii trwała 13 miesięcy, często wypełniona różnymi trudnymi wydarzeniami zagrażającymi życiu. (Polecam przeczytać książkę „Św. Franciszek Ksawery - Rozniecić ogień”, autorstwa Louisa de Wohl.)

Nasza podróż, którą odbyliśmy prawie 500 lat późnej trwała najwyżej kilkanaście godzin i raczej nie odczuliśmy, że była niebezpieczna. Celem św. Franciszka Ksawerego była chrystianizacja. Po prawie 500 latach chrześcijanie stanowią 3% wszystkich mieszkańców.

Dlaczego tylko tyle? Niestety, dla większości chrześcijan Indie były miejscem kolonizacji i zysków, a nie niesienia wiary i miłosierdzia, udzielania pomocy potrzebującym, tak jak to czyni dr Helena Pyz lub czyniła św. Matka Teresa z Kalkuty, a także np. św. Fr. Ksawery. Co wywarło na mnie największy wpływ podczas pobytu w Indiach. Oczywiście Jeevodaya. Były też i inne miejsca jak; Muzeum Gandhiego, które przyczyniły się na moje zainteresowanie tą osobą. Osiągnięcia budowlane np. Tadż Mahal, lub obserwatorium astronomiczne, studnie zupełnie inne od moich wyobrażeń, też mnie zaskoczyły.

Jadąc do Indii wiedziałam, że będzie dużo ubóstwa, żebrania dorosłych i dzieci. Było też i bogactwo wielu miejsc. Zdziwiła mnie różna cena biletów dla miejscowych i turystów odwiedzających muzea. Zaskoczyło mnie również to, że my sami byliśmy atrakcją turystyczną dla Azjatów, chętnie się z nami fotografowali. Spotkania na dachach, łącznie z Mszami św. na dachu hotelu. Ostatnią atrakcją dla mnie podczas powrotu, już w samolocie było spojrzenie i sfotografowanie Himalajów, czyli spojrzenie z góry na „Dach Świata” :-)

Zwiedzając Świątynię Lotosu, która jest miejscem kultu Bahai i widząc długą kolejkę ludzi oczekujących na wejście do niej, przypomniały mi się słowa św. Tereski od Dzieciątka Jezus ( z Lisieux) ; „Gdyby ludzie znali wartość Eucharystii, służby porządkowe musiałyby kierować ruchem u wejścia do kościołów.” Może kiedyś w tej świątyni będzie odprawiona Msza Święta - Eucharystia?! U Boga wszystko jest możliwe :-)

Wracam jednak do głównego zagadnienia, jakim było Jeevodaya. Z adopcją serca jesteśmy z mężem związani ok. 20 lat. Pierwsze dziecko Subhasini, drugie Itari. Marzyłam o dotarciu do tego miejsca, ale wydawało się to dla mnie nieosiągalne. W jednym z listów jakieś 10 lat temu zaprosił mnie Itvari. Obecnie już jest usamodzielniony. Oboje dzieci mieszkają już poza Jeevodaya. Sama nie miałam odwagi, a na wyjazd grupowy nie liczyłam. W 2016 r nie mogłam uczestniczyć. Dlatego gdy się dowiedziałam o pielgrzymce do Indii długo się nie zastanawiałam. Cieszyłam się, że będzie z nami jechał ksiądz :-)

Miałam nadzieję na zobaczenie się z dziećmi adopcyjnymi (już dorosłymi), ale tak się nie stało. Może kiedyś? Pomimo tego Jeevodaya było dla mnie ciekawym doświadczeniem, zdecydowanie radosnym, jednocześnie uczącym pokory. Byłam zaskoczona, że zostaliśmy tak uroczyście przyjęci i ugoszczeni. Pięć dni minęło jak chwila za którą się tęskni. Przeróżni i liczni goście, występy dzieci, zawody sportowe, upominki, również dla nas, a szczególnie atmosfera tego miejsca na zawsze pozostanie w mojej pamięci. Msze Święte bardzo uroczyste, jedna z nich w intencji ciężko chorego mojego brata. Pamiętam Różaniec odmówiony w obecności dr Heleny i części mieszkańców, a także dzieci, które nie są katolikami. Doświadczyłam w tym miejscu szczególnej miłości Boga w Trójcy Jedynego. Uśmiech dzieci i osób schorowanych, piękne stroje. Trudno jest to wszystko opisać w kilku słowach. Były też przeżycia duchowe, ale te jeszcze trudniej opisać. Jeevodaya z pewnością zmieniło moje patrzenie na drugiego człowieka.

Pomyślałam sobie, że gdybym miała jeszcze kiedykolwiek możliwość wyboru między 2 miejscami np. Nową Zelandią, a Jeevodaya zdecydowanie wybrałabym to drugie miejsce. Co innego jest jednak odwiedzić, a co innego żyć tam na co dzień i zmagać się z codziennymi trudami. Jak tu nie podziwiać dr Heleny?! ;-)

Renata