WESPRZYJ TERAZ

Zobaczyłem wielką miłość

Nie jest mi łatwo przejść do porządku dziennego, po tym co zobaczyłem i czego doświadczyłem w czasie Pielgrzymki do Jeevodaya.

Cały czas byłem świadomy, że moje skromne datki jakie co miesiąc ofiaruję na rzecz ośrodka Jeevodaya, a w którym większości to dzieci porażone chorobą trądu, będące w trakcie leczenia lub wyleczone z tej choroby są kroplą w morzu, a nie w oceanie.

To, co zobaczyłem przeszło moje śmielsze wyobrażenia.

Zobaczyłem wielką radość i miłość oraz wzajemną pomoc oraz wielki szacunek dla dr Heleny PYZ. Nie mogę pojąć, jak wiele musiała zrobić dr Helena PYZ, że po dzień dzisiejszy panuje tu jedność między dziećmi, młodzieżą i pensjonariuszami u schyłku życia.  

To niesamowite, że nikt nie czuje się poniżany z powodu choroby, czego najlepszym przykładem jest szkoła podstawowa, do której uczęszczają również dzieci zdrowe z okolic Jeevodaya, przywożone szkolnymi autobusami. 

Wielkie wrażenie zrobiło przywitanie nas na lotnisku w Raipurze, na które szkolnym autobusem przyjechała po nas młodzież z ośrodka.

To był dopiero początek. Koncert, jaki urządzili nam w autobusie, rozpoczęli od odśpiewania hymnu w naszym ojczystym języku. Potem usłyszeliśmy wiele kościelnych pieśni i kolęd. Była to prawdziwa uczta duchowa. Radość wychowanków Jeevodaya była tak wielka, że wzruszyłem się do łez.

Serdecznie zostaliśmy przyjęci też przez dr Helenę PYZ, która bardzo cieszyła się z naszego przyjazdu. Na sam początek udaliśmy się do szkoły, aby zobaczyć lekcyjne zajęcia. Przez uchylone okna i drzwi zaglądaliśmy do wielu klas. Podziwiałem z jaką uwagą i skupieniem słuchali nauczyciela. Tak było we wszystkich grupach wiekowych. Nie przeszkadzało im nawet to, że niektórzy z naszych uczestników na ich tle, robili sobie zdjęcia. Wszyscy uczniowie byli tak samo ubrani. To był ostatni moment, aby ich podejrzeć, ponieważ z dniem dzisiejszym (07.12.2019) rozpoczynała się świąteczna przerwa. 

Miłość i więzi, jakie zostały zaszczepione przez dr Helenę Pyz trwają nieustannie od trzydziestu lat. Nie mogę zrozumieć, że to wszystko dzieje się w latach 20-ych XXI wieku, w ośrodku Jeevodaya, które jest dla nich skromnym domem pozbawionym komfortu i wygód, w którym znaleźli, schronienie porzuceni przez rodziców z uwagi na trąd. Tak. To wielka nieskrywana prawda. Od wszystkich emanowała też wielka miłość i radość życia, z którą spotykaliśmy się na każdym kroku.

Niezapomnianym przeżyciem pozostaną dni związane obchodami 50-tej rocznicy  ośrodka Jeevodaya i 30-tej rocznicy pracy dr Heleny PYZ. Uroczystości te rozpoczęły się dniem sportu, w którym chłopcy zaprezentowali się w Kabaddi, indyjskiej grze zespołowej.

Kabaddi narodziło się w Indiach 4 tysiące lat temu. Ten starożytny sport do dzisiaj cieszy się masową popularnością dużej części Hindusów i wielu mieszkańców południowej Azji. W grze biorą udział dwie drużyny złożone z 10–12 zawodników, z czego na boisku występuje po 7 z każdej drużyny. Gra polega na tym, aby zawodnik drużyny atakującej sahi, przedostał się do kręgu tworzonego przez drużynę przeciwną, krzycząc cały czas słowo „kabaddi” i w ciągu 30 sekund dotknął przynajmniej jednego zawodnika drużyny broniącej, a następnie powrócił do swojej drużyny. Zadaniem drużyny broniącej jest wykluczenie sahi poprzez uniemożliwienie mu w tym samym czasie powrotu do własnego zespołu. Drużyny naprzemiennie wysyłają kolejnych sahi. Czas gry wynosi 2x20 minut lub do wyeliminowania wszystkich zawodników jednej z drużyn.

Dziewczęta zaprezentowały się indyjskiej grze zespołowej w berka z przeszkodami. Był też mecz piłki nożnej, w którym zmierzyły się drużyny, które reprezentowały Indie i Polskę. Na koszulkach pojawiły się nazwiska znanych polskich piłkarzy jak Lewandowski czy Błaszczykowski. Wygrał zespół reprezentujący barwy Polski 2:0.

Kolejny dzień to obchody 50-lecia powstania ośrodka Jeevodaya, w których uczestniczyli Ambasador Polski w Indiach i Biskup tutejszej  Diecezji. Uroczystości rozpoczęły się od uroczystej Mszy Świętej, którą otworzył dziewczęcy orszak w narodowych strojach wprowadzając, krokiem tanecznym, przy głośnych rytmicznych uderzeniach w bębny,  głównych celebransów. Cała oprawa mszalna okraszona została przemówieniami zaproszonych gości . Całość trwała prawie 2,5 godz.

Kolejnym punktem programu były oficjalne uroczystości z udziałem zaproszonych gości, którzy zostali uhonorowani odznaczeniami i wyróżnieniem. Niektórzy z nich, odwdzięczyli się płomiennymi przemowami.

Zastanawia mnie, dlaczego ci którzy winni wspierać ośrodek finansowo, dotychczas tego nie czynili i na przyszłość nic nie deklarowali. Odniosłem wrażenie, że ta część uroczystości została mocno przerysowana i osłodzona.

Nie mogę zrozumieć, czym sobie zasłużyłem, że również zostałem wyróżniony?

Dużo ciekawszym i pełnym niezapomnianych wrażeń był program rozrywkowy. To prawdziwy majstersztyk wykonany przez dzieci i młodzież szkolną. Piękne stroje i świetnie i pełne ekspresji tańce oraz ujmujące obrazki z życia ośrodka, na długo pozostaną w mej pamięci.

Zaskoczony byłem wspólnym obiadem, w którym uczestniczyli oficjele uroczystości na zadach równych wychowankom. Tego nie spotyka się w naszej kulturze europejskiej. Nie możliwe jest usiąść w sąsiedztwie ambasadora czy biskupa. Tu mogłem tego doświadczyć.

Na koniec dnia zastanawiałem się jak będą wyglądały uroczystości związane z obchodami 30-lecia pracy dr. Heleny PYZ. Co można jeszcze pokazać i co będzie mi jeszcze doświadczyć?

Trzeci dzień był dniem, w którym zobaczyłem wielką miłość, szacunek i oddanie, którymi obdarzona jest dr Helena PYZ przez swoich opiekunów i wychowanków. Bogu trzeba dziękować za to, że trzydzieści lat temu, tu w Jeevodaya się znalazła i tchnęła nadzieję na lepsze życie. Jestem pełen podziwu, że 72-letnia dr Helena PYZ, ma tyle zdrowia, sił i że wszystko potrafi okiełzać. To niespotykane!

Więcej nie potrafię nic już dodać, bo to się nie da. Po prostu tu w Jeevodaya trzeba być i samemu tego doświadczyć.

Ale to co najbardziej mnie zaskoczyło, to wieczór w którym dr Helena PYZ dzieliła się historią związaną z Jeevodaya i przed werandą zatrzymała się ciężarówka załadowana po brzegi. Wyskoczyli z niej młodzieńcy, byli wychowankowie i oświadczyli, że przywieźli dary – 2 tony ryżu, ziemniaki i wiele innych produktów niezbędnych dla funkcjonowania ośrodka. Przygotowali też paczek 500 paczek na święta. Jeżeli piszę o paczkach, to warto wspomnieć, że przeważnie są art. higieny osobistej typu krem, szczoteczka do zębów i tym podobne.

Wzruszenie u dr Heleny było ogromne. Nam też zakręciła się łza w oku. Dary, które przywieźli były wynikiem zbiórki pieniężnej, jaką przeprowadzili wśród braci studenckiej. 

Żałuję tylko, że tego wszystkiego nie widziała moja żona, która jeszcze bardziej jest wrażliwa na sprawy ludzkie.

Bogu niech będą dzięki za to wszystko co jest owocem działania dr Helenie PYZ.

Ja w tym momencie, życzę Jej wiele zdrowia i niespożytych sił w tym szlachetnym dziele, które czyni, tu w Indiach, pomimo wielu trudności i braku życzliwości ze strony Rządu Indii, jak i naszej ambasady,

Nie mogę wyjść z podziwu!!!

Dopełnieniem pobytu w Indiach były obiekty historyczne od czasów panowania Persów i Mogołów, po dzień dzisiejszy. To młode państwo Indii, które liczy zaledwie 200 lat postawiło na przeszłość, pokazując w jakim przepychu żyli władcy czasów minionych na tych terenach. Przepięknie pałace w otoczeniu ogromnych ogrodów z oczkami wodnymi i fontannami, monumentalne grobowce i złotem kapce świątynie.

Największe na mnie wrażenie zrobił Jaipur, w którym można zobaczyć namiastkę wielu indyjskich miast, oraz nie spotykane nigdzie astrologiczne obserwatorium, w którym największy zegar słoneczny świecie, mierzy czas z dokładnością do setnej sekundy. To prawdziwa „bomba”, tym bardziej, że całe to obserwatorium powstało w 1728 r. za panowania  Jai Singha II.

W największych marzeniach nie wyobrażałem sobie, że będzie mi dane oglądać jedną z najpiękniejszych budowli na świecie -Taj Maral w Agrze, które jest przykładem architektury Mogołów, odznaczające się harmonijną w proporcjach budowlą i mieszanką stylów perskich, islamskich i indyjskich. Nic dziwnego, że już 1983 roku zostało wpisane na listę zabytków UNESCO.

Ciekawym obiektem jest też muzeum poświęcone Mahatmie Gandiemu w New Delhi, w którym spędził ostatnie 144 dni swego życia. Został zamordowany 30 stycznia 1948 r.

Dużo jeszcze można by jeszcze pisać o poznanych zbytkach, ale moim marzeniem od początku lat 2000-ch, był ośrodek w Jeevodaya.

Spełniło się moje marzenie, za które dziękuję Bogu.

Serdeczne Bóg zapłać!

Adam