WESPRZYJ TERAZ

Powrót do Jeevodaya po 23 latach

Indie zawsze miały szczególne miejsce w moim życiu. Z Adopcja serca jestem związana prawie od początku jej istnienia. Byłam też  w stałym kontakcie listownym z dr Heleną Pyz.  25 lat temu zostałam adopcyjną mamą Itvarin. Kilka razy w roku dostawałam listy w jezyku hindi pisane jej małą rączką. Helena cierpliwie je tłumaczyła  i relacjonowała mi stan zdrowia Itvarin i jej postępy w nauce. Wszystkie listy zaczynały się  od: "Kochana mamo!" Byłam wtedy studentką, młodą i niezależną. Dla mnie wpłacanie pieniędzy na ośrodek w Jeevodaya miało wymiar przede wszystkim  materialny. Dla Itvarin posiadanie mamy w dalekiej Polsce było prawdopodobnie ważniejsze od czystego mundurka. Na pewno ja byłam dla niej bardziej mamą niż ona dla mnie córką.

Nazywanie mnie mamą przez tą małą dziewczynkę z odległych Indii z każdym listem zacieśniało nasze relacje. Z czasem wpłacenie pieniędzy do Jeevodaya było  dla mnie mało. Pragnienie spotkania mojej małej  Itvarin było większe i większe. W styczniu 1997 kupiłam szmacianą lalkę z jasnymi kucykami i ruszyłam w moją szaloną podróż. Towarzyszyły mi dwie  przyjaciółki: Beata i Magda.

Spotkanie z dr Helena i wszystkimi mieszkańcami Jeevodaya było wielkim przeżyciem. Jednak najważniejsza była moja Itvarin. To ona pierwsza zawołała do mnie "Mamo". Rok po pobycie w Jeevodaya wyszłam za mąż, w 1999 urodziła się nasza córka Daria, w 2001 Wiktor, a w 2006 Julia. W naszej rodzinie zawsze było miejsce dla Itvarin, a dzieci wiedziały, że gdzieś  w dalekich Indiach mają starszą siostrę. 

Czas mijał, kiedy Itvarin skończyła szkołę, opuściła Jeevodaya i nasz kontakt się urwał. Bardzo często z niepokojem myślałam jak ułożyła sobie dorosłe życie, czy jest zdrowa.

Kiedy dowiedziałam się, że w grudniu 2019 roku ośrodek w Jeevodaya będzie obchodził swój złoty jubileusz nie zastanawiałam się długo. Jadę! Zbiegło się to z moimi 50-tymi urodzinami, a poza tym czekała tam na mnie nasza druga adopcyjna córeczka Deepa. I tak jak 23 lata temu kupiłam szmacianą lalkę. Tym razem była to rudowłosa Pippi, ponieważ od pewnego czasu mieszkam w  Szwecji. 

Powrót po 23 latach do Jeevodaya był bardzo obfity w uczucia i emocje. 23 lata minęły. Mogłoby się wydawać, że kawał czasu. Jednak w Jeevodaya czas stanął jakby w miejscu. Ta sama brama wjazdowa, Kościół, szkoła. Powitała nas ta sama Helena ze swoim poczuciem humoru i oczywiście dzieciaki, radosne i ciekawe jak zawsze. 

4 dni spędzone w Jeevodaya to czas pełen łez radości i szczęścia. Warto było przejechać tysiące kilometrów, by ukochać Deepę i usłyszeć jej dziecięcy śmiech. Wspomnienia sprzed 23 lat wróciły. Huśtawka, na której huśtałam się z Itvarin nadal stała, jednak nikt w ośrodku nie potrafił mi powiedzieć jak potoczyło się jej życie. Pozostało mi tylko mieć nadzieję, że jest cała i zdrowa. 

A jednak stała się rzecz niesamowita. Stojąc w kolejce do odprawy bagażowej na lotnisku w New Delhi zadzwonił telefon. To Helena z Jeevodaya. 

-Ania! Itvarin żyje! Była z mężem i córeczką na obchodach jubileuszu w Jeevodaya! Jaka szkoda, że się nie spotkałyście!

Niesamowite! A więc świętowałam w Jeevodaya z obydwoma moimi hinduskimi córkami. A skoro Itvarin jest już mamą, to ja zostałam babcią! 

Łzy płyną po mojej twarzy. Szczęśliwa opuszczam Indie. 

Anna