WESPRZYJ TERAZ

Warto pomagać, Wiesława Obuch - Woszczatyńska (2009) - Biuletyn Jeevodaya A.D. 2009

W 1985 jako młoda dziewczyna, uczestniczka ruchu MAITRI, który wysyłał dary dla Matki Teresy z Kalkuty i polskich misjonarzy pracujących w Indiach wraz z przyjaciółmi przez 2 miesiące podróżowałam po Indiach.

Dzisiaj niewiele pamiętam z tego, co widziałam i gdzie byłam podczas tamtej podróży, ale zapamiętałam co wtedy czułam, że każdy człowiek najbardziej zniekształcony, brudny, biedny to Ciało Chrystusa, to samo, które przyjmujemy w Komunii Św. Nauczanie Matki Teresy pomogło mi zrozumieć, że Kalkuta jest wszędzie, w moim kraju również. Że Chrystus żyje w każdym człowieku, szczególnie w tym najbiedniejszym, nie tylko materialnie, ale też najbiedniejszym duchowo. Po powrocie do kraju podjęłam pracę w Domu Opieki Społecznej i pracowałam z najbiedniejszymi w Polsce. Ludźmi upośledzonymi fizycznie i umysłowo.

Potem założyłam rodzinę. Urodziłam czworo dzieci i zajmowałam się ich wychowaniem. Nawet nie marzyłam tym, aby kiedykolwiek jeszcze raz wyruszyć do Indii. I stało się tak, że po 25 latach dane mi było jeszcze raz odwiedzić domy Matki Teresy i ośrodki dla trędowatych, które założyli polscy misjonarze, o. Marian Żelazek w Puri i ks. Adam Wiśniewski w Jeevodaya.

Wraz z dr Heleną Pyz z Instytutu Prymasa Wyszyńskiego, która od 20 lat żyje i pracuje w Jeevodaya wśród trędowatych, a porusza się o kulach, dwiema wolontariuszkami Ewą i Agatą i trójką hinduskiej młodzieży: Saru, Sitą i Manojem, którzy podjęli naukę w Polsce, wyruszyłam do Indii. To była zupełnie inna podróż niż tamta przed laty. Przez miesiąc mieszkałam w Jeevodaya, w szkole z internatem dla dzieci, których rodzice i często oni sami chorują na trąd. Gdyby nie ten Ośrodek ponad 400 dzieciaków prawdopodobnie swoje życie spędziłoby na ulicy. Każdy z tych dzieci ma adopcyjnego rodzica, który przysyła pieniądze na jego wyżywienie, edukację i opiekę lekarską. Również w Puri w ośrodku o. Mariana Żelazka dzieci objęte są Adopcją Serca.

Jeevodaya to wspólnota. Wspólna kuchnia, z której korzystają wszystkie dzieci, a także rodziny dotknięte trądem, które w Ośrodku mieszkają, pracują i służą sobie wzajemnie. Każdy ma tam swoje obowiązki. Dzieci również są włączone do pomocy w kuchni i porządkowania terenu. Jest też grupa dzieci porzuconych, którymi rodzice nie mogli lub nie chcieli się opiekować. Znalezieni w bardzo ciężkim stanie, potrzebujący szczególnej opieki. Ich prawnymi opiekunami są dr Helena Pyz lub ojciec Abraham – hinduski kapłan – dyrektor Ośrodka.

Program „Adopcja Serca” już od dawna był bliski memu sercu, bo ja również mam adopcyjną córeczkę w Afryce. Często, gdy o tym opowiadam, rozmawiam z ludźmi o Adopcji Serca słyszę wątpliwość, że nie wiadomo czy te pieniądze docierają do tych dzieci?! Że u nas w Polsce też jest wiele biednych dzieci itp. Otóż mogłam zobaczyć na własne oczy, że DOCIERAJĄ! RATUJĄ ŻYCIE! POMAGAJĄ STANĄĆ NA WŁASNYCH NOGACH! A nędza na jaką skazane są dzieci w Indiach czy w Afryce jest tak ogromna i tak straszna, że wiele z nich bez pomocnej dłoni nie byłoby w stanie przetrwać. My chrześcijanie jesteśmy dumni, że nasi misjonarze są na całym świecie, ale pomimo ogromnego heroizmu i wielkiego serca niewiele zrobią bez naszej pomocy.

Przez jeden miesiąc żyłam wśród nich w ich warunkach. Zaprzyjaźniłam się z kucharkami, bo tam najczęściej włączałam się do pracy. Poznałam historię dzieci dr Heleny, które wygłodzone już w łonie matki, po narodzeniu w agonalnym stanie trafiały w jej ręce. Niektórych nie udało się jej uratować. Te które uratowała i objęła opieką mówiąc Jej dobranoc kreślą krzyżyk na czole. Zwracają się do niej Niej Mami (zresztą tak mówi większość mieszkańców Jeevodaya). Dzisiaj są szczęśliwe, uśmiechnięte, życzliwe dla innych. Są szczerze kochane, a swoją miłością obdarowują młodszych i słabszych. Nie muszą z drżeniem serca myśleć, czy jutro uda im się coś zjeść. Nie muszę szukać pożywienia na śmietnikach lub żebrać. Mają swój dom w Jeevodaya, swoich adopcyjnych rodziców, ich miłość choćby na odległość.

WARTO POMAGAĆ! Nie będziemy rozliczani z ilości zmówionych pacierzy i odbytych pielgrzymek do świętych miejsc, chociaż wiadomo, że to bardzo ważne, bo pomaga nam zrozumieć sens i pogłębić naszą wiarę. Ale Chrystus zapyta nas kiedyś tylko o jedno: CO ZROBIŁEŚ? Gdy byłem: głodny, nagi, chory, w więzieniu…