WESPRZYJ TERAZ

Niezwykłe pasje niezwykłych ludzi - rozmowa radiowa cz. II

2021-02-22

Krzysztof Renik: Co jest największym problemem trędowatych w Indiach?

Helena Pyz: Stygmatyzacja cielesna, bo to wyraźnie widać, kto choruje akurat na tę chorobę, powoduje, że ludzie są wypędzani, z rodzin, wiosek, od swoich najbliższych. Żeby im pomóc tak naprawdę – nie tylko wyleczyć chorobę, ale też stanąć na nogi, im, jak nie można im, to ich dzieciom - trzeba troszkę powalczyć, z nimi samymi czasem, bo uznają to, że spotkała ich kara Boża, być może za ich własne winy, być może w poprzednim wcieleniu. Takie jest przecież wierzenie hinduistyczne. I przyjmują to z godnością. Z godnością osób pogardzanych. Ja to widziałam na co dzień. Rzeczywiście, rzucenie pieniądza, żeby przypadkiem nie zetknąć się z chorym, nawet przez podanie do ręki czy po prostu odsunięcie talerza, już nie odebranie go z powrotem. To są rzeczy, które we mnie budziły poczucie, że ci ludzie są pogardzani.

Krzysztof Renik: Ale z punktu widzenia współczesnej medycyny wyleczenie trądu nie jest specjalnym problemem? Skąd się bierze to wykluczenie społeczne tych ludzi, którzy zetknęli się z trądem albo pochodzą z rodziny trędowatych, albo sami zapadli, ale są już wyleczeni?

Helena Pyz: To wykluczenie pochodzi właśnie od takiego poczucia, że to jest kara. Kara bogów za jakieś przewinienia. Naprawdę społeczeństwo indyjskie ciągle jest na poziomie edukacyjnym na tyle niskim, że wiele prawd do nich nie trafia. Zwykła choroba infekcyjna powoduje, że tych ludzi nie chcą między sobą, a wiadomo, że dziś w dobie antybiotyków ta choroba jest wyleczalna całkowicie. Co się działo z AIDS w Polsce chociażby, w kraju, gdzie większość społeczeństwa jest wykształcona i to dobrze? Po prostu pewne rzeczy bardziej grają na uczuciach niż trafiają do głowy, w umysł.

Krzysztof Renik: Jak Pani sądzi, czy tego typu działalność w Indiach jest pozytywnie przyjmowana przez władze?

Helena Pyz: Trudno mi powiedzieć. My jesteśmy szczególnym ośrodkiem, bo to jest ośrodek założony przez katolików. I prowadzony nadal przez katolików. Założył go ksiądz, który był jednocześnie lekarzem. Ja też jestem katoliczką, mamy kościół katolicki. Niewątpliwie katolicy mają większe do nas zaufanie i przychodzą z różnych okolic nawet, i w ten sposób ta społeczność katolicka się powiększa, a wiadomo, że to troszkę budzi niechęć z tego względu, że my pomagamy najbiedniejszym. Kościół katolicki tworzy zarówno edukacyjne, jak i zdrowotne rozmaite instytucje po to, żeby pomóc najuboższym. Osobom nie tylko wykluczonym, ale również z najniższych kast i tym, którzy nie mają oparcia w nikim innym. I to budzi niechęć raczej, nie sama choroba, nie samo wykluczenie.

Krzysztof Renik: Ja obserwując życie katolików w Indiach przez parę ostatnich lat byłem pod ogromnym wrażeniem zaangażowania społecznego Kościoła katolickiego w Indiach. Bardzo dużo akcji charytatywnych, bardzo dużo akcji o charakterze humanitarnym. Duchowieństwo, zarówno kapłani, jak i siostry zakonne, oni w zasadzie wszyscy są ogromnie zaangażowani, oprócz takiego normalnego duszpasterstwa, w działalność humanitarną. Czy Pani by potwierdziła taki pogląd?

Helena Pyz: Tak, oczywiście i myślę, że to jest sensowne. Kiedyś ksiądz powiedział: „Ja mógłbym głosić Chrystusa, ale ja tego głodnym ludziom nie mogę powiedzieć. Jak ich nakarmię to oni też chętniej słuchają”. Ale to nie znaczy, że trzeba koniecznie nakarmić, żeby mówić o Jezusie. Myślę, że nasze postawy, właśnie to pochylenie się nad chorymi, nad najuboższymi, powoduje, że ludzie nabierają zaufania do nas i przychodzą. Jeżeli w tym mogę pomóc komukolwiek, to nie ma żadnego znaczenia, jaką religię wyznaję.

Krzysztof Renik: Działalność humanitarna, działalność charytatywna chrześcijan, bo rozszerzmy to pojęcie na wszystkich chrześcijan, że ta działalność chrześcijan nie jest związana z prozelityzmem i te zarzuty o prozelityzm, które się czasami pojawiają w środowiskach ortodoksyjnych Hinduistów są jednak chyba nietrafione.

Helena Pyz: Nie tylko nietrafione, ale są wykorzystywane do walki z religią, która niewątpliwie niesie wartości humanitarne, które są przeciwne hinduizmowi. Hinduizm jednak cały czas utrzymuje tę podległość kastową. To, że oficjalnie kasty są zniesione, konstytucją tego kraju, przed więcej niż pięćdziesięciu laty, nie ma żadnego znaczenia. W głowach tych ludzi cały czas funkcjonuje podział na kasty, a ci, którzy są dotknięci taką chorobą jak trąd, są już poza kastami wszelkimi. Jestem przekonana, że hinduistom przeszkadzamy.

Krzysztof Renik: Czy dlatego, że chrześcijaństwo głoszące równość każdej osoby ludzkiej, wysadza w powietrze - to jest oczywiście przenośnia - wysadza w powietrze tradycyjny kastowy system hinduistyczny?

Helena Pyz: Tak, oczywiście. To jest jeden z powodów. Widziałam wiele społeczności, chociażby Adiwasi, ci, którzy pochodzą z tych plemion pierwotnych, jak oni chętnie przyjmowali, chociaż nie byli hinduistami. To są najczęściej animiści. Mając poczucie, są jakby gorszego gatunku, że są pogardzani przez innych, to pojęcie, że jesteśmy wszyscy równi w oczach Boga, że jesteśmy braćmi, siostrami, dawało im nowy impuls do tego, żeby się czuć bardziej ludźmi.

Krzysztof Renik: Chrześcijaństwo jako rewolucja społeczna. Warto czasami pomyśleć i o tym. Gościem audycji w Radiu Znad Willi doktor Helena Pyz, polska lekarka pracująca od 30 lat w Indiach wśród trędowatych. Powiedzieliśmy już, ze trąd jest wyleczalny. Czy zatem jest problemem w Indiach współcześnie?

Helena Pyz: Tak. Trąd jest nadal problemem w Indiach. Wydawałoby się, że w dobie antybiotyków powinien on zniknąć szybko z powierzchni świata. Tymczasem właśnie w tym kraju jest w tej chwili przez WHO określona ilość: ponad 70 proc. wszystkich zachorowań na trąd w świecie to właśnie chorzy w Indiach.

Krzysztof Renik: A jaka jest skala zachorowań na trąd w skali światowej? 70 proc. to Indie, ale jak to wygląda w liczbach bezwzględnych?

Helena Pyz: Trudno mi powiedzieć dokładnie, natomiast w roku 2012 w Indiach wykryto ponad 120 tys. nowych przypadków trądu, nowych zachorowań.

Krzysztof Renik: O ile wiem, wyleczenie trądu nie jest z punktu widzenia medycznego problemem. Czy ten pogląd jest słuszny?

Helena Pyz: Tak, oczywiście, ponieważ mamy teraz skuteczne leki. Antybiotyki, sulfonamidy, które są w stanie skutecznie zniszczyć bakterie trądu.

Krzysztof Renik: Ja bym jeszcze chciał zapytać o sprawę kosztów takiego leczenia. Czy to jest droga kuracja i czy we współczesnym świecie współczesna medycyna rzeczywiście musi ponosić wielki wysiłek finansowy, by wyleczyć kogoś z trądu.

Helena Pyz: Ja myślę, że to jest po prostu śmieszne, że tak źle leczymy, ale tak jak powiedziałam, jest to sprawa wczesnej diagnostyki. Samo leczenie, czyli zabicie bakterii i pozbycie się tych bakterii z organizmu pacjenta to koszt od 7 do najwyżej 70 dolarów, całość leczenia, całość kuracji. W najprostszych przypadkach nie przekracza 10 dolarów. W najbardziej nawet skomplikowanych nie przekracza 70 dolarów.

Krzysztof Renik: Ale mówi się też o trądzie, że jeżeli ktoś miał trąd, to pozostanie trędowaty na zawsze. Czy to jest „trędowatość” w wymiarze medycznym czy społecznym?

Helena Pyz: Tu jest właśnie ten problem. Chory na trąd, tak mówił ojciec Marian Żelazek, który przez ponad 25 lat pracował w Puri właśnie z takimi pacjentami, to jest człowiek skazany na zawsze na bycie trędowatym. Nie ma czegoś takiego jak trąd przewlekły. Natomiast są ludzie okaleczeni przez trąd i oni nigdy nie mają już możliwości powrotu do normalnego społeczeństwa.

Krzysztof Renik: Dlaczego? Czy dlatego,  że są wykluczeni?

Helena Pyz: Tak, oni są wykluczeni od pierwszego momentu, kiedy społeczeństwo rozpozna, że to jest ta choroba. Tak naprawdę muszą odejść od swoich najbliższych, z rodziny, ze wsi. Udają się najczęściej na obrzeża miast, gdzie jest łatwiej o osiedlenie się. W Indiach to są po prostu slumsy. Oni żyją w slumsach w dużych miastach. Tam, gdzie jest łatwiej utrzymać się z żebraniny.

Krzysztof Renik: Zatrzymajmy się jeszcze przy polskiej działalności na rzecz walki z trądem. W tym kraju, o którym mówimy, czyli w Indiach są takie kultowe nazwiska. Przywołajmy ich pamięć.

Helena Pyz: Ojciec Marian Żelazek, który był nawet nominowany do Pokojowej Nagrody Nobla. Druga osoba, którą ja znałam osobiście, to siostra Barbara Birczyńska, współpracowniczka księdza Adama Wiśniewskiego, pallotyna, który też był lekarzem i założył Ośrodek Jeevodaya, w którym ja dziś pracuję. No i trzecia, którą też poznałam osobiście, bo jakoś przy tej pracy łatwo jest się spotkać, to siostra Stefania Gembalczyk, franciszkanka szpitalna, która 25 lat pracowała w stanie Jharkhand. Rzeczywiście chorzy potrzebują pomocy, ponieważ indyjscy lekarze nie dotykają się trędowatych. Oni się ich nie tyle brzydzą, czy boją tak jak inni ludzie w społeczeństwie, są bardziej światli, ale jeżeli lekarz indyjski zajmie się trędowatymi, to żaden inny pacjent już do niego nie przyjdzie.

Krzysztof Renik: Czyli znowu wracamy do kwestii wykluczenia tych ludzi, którzy cierpią na chorobę zwaną trądem. Czy sądzi Pani, że w ostatnich latach ta świadomość w Indiach się zmienia, czy wykluczenie przestaje być tak wielkim problemem jak było niegdyś?

Helena Pyz: Wiadomo, że India się rozwija i wszyscy o tym wiedzą, że w Indiach ten rozwój idzie szybko. Czy jest to tylko rozwój materialny, czy również rozwój edukacji, tu jest pytanie. Ponieważ świadomość zdrowotna łączy się z wyższym poziomem edukacji. Jeżeli mamy ciągle bardzo dużą ilość analfabetów, jak mamy z nimi rozmawiać, jak mamy tłumaczyć istotę tej choroby, tego, żeby się nie bali, w  jaki sposób ona się przenosi, jakie są konsekwencje nieleczenia trądu. To są rzeczy bardzo trudne, jeżeli mamy do czynienia z analfabetami właśnie. Dlatego myślę, ze zwalczenie choroby jest możliwe dopiero wtedy, kiedy zajmiemy się globalnie społeczeństwem. Od tej strony, od strony edukacji, i to edukacji zdrowotnej.

Krzysztof Renik: A czy to wykluczenie – Pani zdaniem - jest elementem świadomości pozaindyjskiej? Czy tego typu sposób patrzenia na trąd jest elementem świadomości również poza Indiami?

Helena Pyz: O ile wiem, we wszystkich społeczeństwach tak jest. Ponieważ ludzie patrzą na okaleczonego człowieka, który ma zmiany na twarzy, ma rany, niegojące się, czasem to było dosłownie gnijące ciało. Ludzie się ich brzydzą, nie chcą ich mieć obok siebie. Poza tym boją się zarażenia. Ponieważ nie wiemy, jak się zarażamy, to jest może w Afryce przekleństwo, przez szamanów. W Indiach przekleństwo przez bogów, bo być może zawinił sobie taki chory, nawet w poprzednim wcieleniu. Wierząc, że to jest kara Boża, trudno jest nawet pozytywnie odnosić się do takiego chorego. Dlatego są wykluczeni, dlatego społeczność, rodzina, wioska chce się ich pozbyć.

Krzysztof Renik: Nie ma Pani wrażenia, że fakt, iż trąd ciągle jest jeszcze chorobą, która dotyka tysiące ludzi na świecie, to hańba współczesnego świata? Przypomnijmy, leczenie trądu to od 7 do 70 dolarów, taka kuracja tyle właśnie kosztuje.

Helena Pyz: Ja myślę, że to jest straszne, że w ogóle jeszcze musimy o tym rozmawiać. Czekam na taki dzień, kiedy w mojej przychodni nie pojawi się ani jeden trędowaty. Dotychczas takiego dnia nie było. Ja myślę, że najważniejsze jest to, żebyśmy się pozbyli tych chorób, których możemy się pozbywać. Z polio (choroba Heinego-Medina) jednak poradzono sobie dobrze i właściwie na świecie ona nikomu nie zagraża. Od czasu, kiedy św. Damian de Veuster pracował z trędowatymi na wyspie Molokai i musiał umrzeć, ponieważ nie było na to leków, on był rzeczywiście skazany. Dlaczego dzisiaj ludzie, dla których leczenie to jest niewielki koszt, który ponosi społeczeństwo, dlaczego są skazani? To jest rzeczywiście hańba naszej cywilizacji.

Krzysztof Renik: A zatem Pani Doktor, nie pozostaje mi nic innego jak życzyć Pani, aby do przychodni w Jeevodaya pewnego dnia nie zgłosił się ani jeden trędowaty. Dziękuję bardzo.

Helena Pyz: Bardzo dziękuję i za dobre życzenia, i za tę rozmowę.

Źródło: Radio Znad Willi, audycja radiowa „Niezwykłe pasje niezwykłych ludzi” (30.01.2021).