WESPRZYJ TERAZ

Już 3 lipca...

2020-07-03

… a rok szkolny nie tylko nie rozpoczął się, ale nawet w przybliżeniu nie można powiedzieć, kiedy to nastąpi. Tradycyjnie zaczynaliśmy uroczystą Mszą św. z przyjęciem nowych uczniów w pobliżu święta Patrona Indii, św. Tomasza (własnie dziś!), choć uczniowie starszych klas zasiadali w ławach szkolnych już w połowie czerwca. Teraz wiadomo, że promocja uczniów dokonana została na podstawie średniej wyników z poprzednich lat, tylko egzaminy państwowe zostały złożone zanim cały kraj przestał normalnie funkcjonować. Do końca lipca szkoły i uczelnie wyższe pozostaną zamknięte, a terminy ostateczne zostaną podane w zależności od sytuacji epidemiologicznej. Niestety epidemia w kraju stale jeszcze ma tendencję rozwojową, mamy już ponad sześćset tysięcy osób zdiagnozowanych z pozytywnym wynikiem. Ile choruje nie poddając się żadnym sprawdzianom z powodu ich niedostępności – trudno nawet szacować. Mamy jednak nadzieję na wygaśnięcie epidemii, jak i wielu poprzednich.

Przepisy administracyjne, jak ufamy konieczne, są też jeszcze nie do przewidzenia, a skutki już dają się we znaki, szczególnie najuboższym. Będziemy im zaradzać w miarę możliwości, liczymy, że pomoc z Polski będzie nam towarzyszyła.

Od czerwca nastąpiły duże zmiany. Na miejsce poprzednich 3 księży, których pożegnaliśmy w dniach 31 maja, 3 i 7 czerwca, mamy teraz ks. Rahula jako dyrektora Ośrodka i ks. Basila jako dyrektora szkoły z językiem angielskim. Obaj księża pracowali już w Jeevodaya przed laty, mają poczucie powrotu do znanych kątów, choć widzą wszystkie zmiany. Ostatni dojechał do nas młody ks. John, będzie miał zadania pomocnicze, zapewne zajmie się też chłopcami jak już nasi uczniowie przybędą. Ma w planie dalsze studia w kierunku pedagogicznym.

A w naszej Rodzinie też sporo się działo. W niedzielę 21 czerwca córeczka Jayantri, mojej córki, została ochrzczona jako Aleena, a chrzestnymi rodzicami są Sita i Daniel. To było wielkie przeżycie, czekaliśmy na to do złagodzenia zakazów dotyczących liturgii, odbyło się bardzo godnie, a wnusia była nadzwyczaj grzeczna. Rodzina jej nieżyjącego już ojca (zginął w wypadku przed jej narodzinami) nie mogła dojechać na tę uroczystość z sąsiedniego stanu. Wieczorna wspólna kolacja, mino ulewnego deszczu, była jak za dawnych dni – taka zapowiedź normalności po dniach posuchy duchowej spowodowanej izolacją.

Tydzień później, 28 czerwca, dokonała się dawno wyczekiwana uroczystość zaślubin Karana-Emanuela i Sapny-Cecylii, mojej chrzestnej córki. Miała ona też łaskę I Komunii św., a ja wielką radość z unormowania ich sytuacji rodzinnej. Znów dość skromnie, rodzina tylko najbliższa, mieszkająca w Raipurze, ale radości tak wiele, że na kolejne dni starczy.

Przeżyliśmy też wielki smutek. Amresh nie pojechał na wakacje do domu, nikt nie zdążył po niego przyjechać przed zamknięciem nas wszystkich w domach. Chłopcy, starsi i młodsi, codziennie razem bawili się, pracowali wokół domu robiąc porządki, dbając o życie zieleni w największe upały; wspólne posiłki i modlitwa wypełniały dni wolne od nauki. Poczucie bezpieczeństwa czasem osłabia czujność. We wtorek 23 czerwca po południu… Dlaczego poszli nad staw? Poprzednie 2 dni były deszczowe i burzowe, lało porządnie, z pół spłynęło dużo wody i zaświeciło słońce. Dlaczego zdjął wierzchnie ubranie i zostawił na najwyższym, stromym brzegu? Czy skoczył do wody ciesząc się z głębokości poprzednio prawie wyschniętego stawu czy potknął się i wpadł, poślizgnął? Nikt nie wie. Przechodzący w pobliżu pracownik zobaczywszy ubranie rozejrzał się  w poszukiwaniu chłopca… Było już za późno na ratunek. Wyłowiono ciało chłopca, wezwaliśmy policję, zawieźliśmy na obdukcję, a potem już w trumnie do wsi, gdzie czekała rodzina. Miał zaledwie 9 lat, a babcia, która go tu przed rokiem przywiozła mówiła, że marzy, by kiedyś został księdzem. Jest już w Domu Ojca.

W poniedziałek wieczorem Daniel, młody podróżnik, który schronił się u nas przed trzema miesiącami, poszedł na pożegnalną kolację. Tak, udało się! Zdobył miejsce w samolocie specjalnym LOT-u prosto do Warszawy, następnie też na linie lokalne do Delhi. To jeszcze nie koniec przygód! Przyszli do mnie młodzi, żeby mnie... zabrać gdzieś... W ciemnościach zawieźli mnie do znanej wiaty, a po przyjściu ściągniętego z domu przyjaciół Daniela, zrobili nam wszystkim niespodziankę! W nagłych światłach ukazali się wszyscy młodzi z balonami w rękach pod girlandami wokół pożegnalnego tortu na cześć naszego rodaka, który przeżył z nami najtrudniejsze dni tego roku. To było bardzo miłe, Daniel wzruszony wygłosił przemówienie z wyrazami wdzięczności i obietnicą zabrania nas wszystkich w sercu do Polski, a my pozostawienia go w naszych sercach w Jeevodaya.

I to jeszcze nie był koniec niespodzianek! Kiedy napisałam już zawiadomienie do naszych władz (policja, wójt i biuro imigracyjne), że i kiedy, czym i dokąd wyjeżdża, to okazało się, że nie możemy ruszyć się poza Abhanpur, bo są nowe przypadki Covid-19 i objęła nas całkowita kwarantanna. A 24 godz. przed terminem lokalnego lotu – został on odwołany! Oj, dobrze, że mamy już dorosłych wychowanków, pomocnych w takich sprawach. Karan-policjant zajął się zawiezieniem papierów do odpowiednich urzędów, a Augustyn, pracownik linii lotniczych, kilkoma telefonami załatwił bilet na inny lot, trochę wcześniejszy. Wiemy już, że Daniel dotarł szczęśliwie przez Delhi i Warszawę do swojego domu w Wielkopolsce, gdzie musi odbyć 2 tygodnie kwarantanny, ale w rodzinnych warunkach.

Żeby uzupełnić opowieść dodam w sprawach urzędowych, że odbyło się już pierwsze spotkanie nowego Zarządu Jeevodaya. Omówiliśmy najbardziej palące problemy, ustaliliśmy kolejność najpilniejszych działań, m.in. koniecznych remontów. Myślę, że grupa rodaków, która odwiedziła nas z okazji Jubileuszu w grudniu ubiegłego roku potwierdzi, iż wiele budynków wymaga poprawek, a nawet bardzo poważnej przebudowy.  Do czasu powrotu dzieci na naukę mamy nadzieję większość tych spraw załatwić. Oczywiście wiele zależy od funduszów jakie uda nam się uzyskać. Nowi księża, mimo kwarantanny, pracują pełną parą.

Kochani, wiem, jak wszystkim nam ciężko, jak wiele spraw uległo zmianie. Mimo tego ośmielam się prosić Was, nasi Przyjaciele i Darczyńcy – pomóżcie na miarę Waszych możliwości. Na razie jest spokojnie, ale wiele osób zostaje bez pracy, bez środków do życia, o innych potrzebach nie wspominając. My codziennie modlimy się w Waszych intencjach z wdzięcznością w sercach. (HP)