WESPRZYJ TERAZ

Helena Pyz o Matce Teresie z Kalkuty

2016-09-17

Kanonizacja Matki Teresy z Kalkuty jest ciągle świeża w naszej pamięci. Tym, którzy Matkę kochali i podziwiali, przyniosła ona dużo radości. Była okazją, aby świat na nowo przypominał sobie o misjonarce z Kalkuty, o ubogich, którym służyła i niezwykłym wołaniu o to, by kochać każdego człowieka także nienarodzonego. Dla wielu odkryciem było jej trudne zmaganie duchowe ujawnione po beatyfikacji. Z pewnością pobudziła wielu, nie tylko młodych, do refleksji: co jest w życiu prawdziwą wartością, może do refleksji o swoim powołaniu. Obudziła też aktywność tych, którzy postanowili ocenić działania świętej z Kalkuty jako niegodne, do tego zwykle znają się świetnie na cudzych finansach i oczywiście nie uznają, że Kościół nie może robić nic dobrego. Nie zabrakło takich głosów również w Polsce, dlatego dr Helena Pyz zdecydowała się przedstawić wizję pracy Matki Teresy i Misjonarek Miłości ze swojej perspektywy. Oto jej wpis na Facebooku z 9 września b.r. (AS)

Znajoma z Facebooka zwróciła mi uwagę na bezprzykładną napaść na właśnie ogłoszoną Świętą Matkę Teresę czy raczej na Jej świętość. I pomyślałam sobie, że choć prawda umie i może obronić się sama to jednak wypada, żebym właśnie ja coś na ten temat, w obronie Świętej, napisała. Jest po temu kilka powodów.
Mieszkam w Indiach ponad ćwierć wieku i znam życie, pracę, możliwości działania na rzecz chorych i ubogich w tym kraju. Spotkałam Matkę Teresę przed wielu laty, widziałam wiele domów prowadzonych przez Misjonarki Miłości i ich służbę w wielu dziedzinach. Wreszcie jestem katoliczką i uważam ogłoszenie przez Głowę mojego Kościoła Matki Teresy świętą za niepodważalne.
Oburza mnie, ale jeszcze bardziej boli, że ktokolwiek – z pozycji kompletnie nieuprawnionej – ośmiela się właśnie ten akt dyskredytować. Przecież nikt nikomu nie nakazuje identyfikować się z jakąkolwiek decyzją Kościoła, jeśli do niego nie należy. A jeśli jest członkiem tej wspólnoty to nie sądzę, żeby przyszło mu do głowy akurat decyzję ogłoszenia świętości tej wspaniałej kobiety podważać. Proces beatyfikacyjny, a potem kanonizacyjny łącznie trwał prawie 16 lat i zajmowały się tym dziesiątki kompetentnych osób. Badali nie tylko świadectwa ludzi znających życie i działanie Matki Teresy, ale jej pisma, zarejestrowane wypowiedzi i również wymagany cud dokonany za jej wstawiennictwem. I to wszystko miałoby być nierzetelne? Z powodu domniemań, opinii osób niezwiązanych z osobą, podejrzeń, przypuszczeń itp. nagle miałoby się okazać, że dokonania Jej długiego życia to pomyłka? A już stawianie diagnozy psychiatrycznej czy zarzut machlojek finansowych jest po prostu śmieszne.
Zarówno dziwne podejrzenia, co do nagromadzonego majątku, jak i sposobów działania Matki nie mają najmniejszych znamion dowodów. Czy osoby piszące takie bzdury widziały to wszystko na własne oczy? Dlaczego przez tyle lat nie było żadnych protestów w tej sprawie? Dlaczego za życia Matki nikt przytomny na umyśle nie usiłował ją o takie rzeczy oskarżać? Owszem, widziałam zwariowaną Amerykankę biegającą z aparatem fotograficznym po domu dziecka Misjonarek Miłości w Kalkucie wykrzykującą: „przemoc!” Narobiła zdjęć, jak to siostry i wolontariusze na siłę otwierali buzie dzieciom, żeby je nakarmić. Dzieci głęboko upośledzone, ze szczękościskiem, które w przeciwnym wypadku zginęłyby z głodu! Zamiast podłączyć im PEG’a uczyły jeść naturalna drogą. To ta przemoc. Byłam w umieralni Nirmal Hriday na Kaligacie. Widziałam ludzi, częściej prawie szkielety, leżących w czystej pościeli, kąpanych i czesanych z miłością, cierpliwie karmionych, przewijanych, z opatrywanymi delikatnie ranami, czule przytulanych i otoczonych modlitwą sióstr i wolontariuszy. Widziałam domy dla kobiet niepełnosprawnych umysłowo, gdzie uczyły się same obsługiwać, zadbane, syte i szczęśliwe. Znam dom osób dotkniętych trądem, gdzie przywraca im się godność dzieci bożych, pracujących w miarę możliwości i czerpiących niebywała radość z tego, że są komuś potrzebni.
Dużo widziałam. Można każde zaobserwowane zjawisko interpretować po swojemu. Ale trzeba też znać specyfikę miejsca, mentalność ludzi, którym się służy, możliwości pomocy, żeby ocenić sprawiedliwie. Dlatego zarówno oburza mnie jak i bardzo boli, że można sobie pozwolić w moim Kraju, w Polsce katolickiej, na tak niesprawiedliwe potraktowanie osoby, która całe życie służyła tym, nad którymi nikt się nie pochylał. Patrząc na Jej dokonania, na to, co udało Jej się w czasie długiego życia zrobić mogę tylko wzdychać: obym zdążyła jakąś najmniejszą cząstkę tego w swoim życiu zrobić. I dlatego wiem, mam pewność, że pokazanie światu takiego Wzoru świętości ma sens. I z całego serca dziękuję Papieżowi Franciszkowi za akt kanonizacji Matki Teresy.
Mam nadzieję, że choć dla jednej osoby czytającej ten tekst będzie to ważne. I może coś zmieni w otaczającej nas rzeczywistości?  (Helena Pyz)